W ostatnich godzinach w mediach pojawia się szalenie dużo informacji na temat ataku zimy, jaki ma obecnie miejsce na znacznym obszarze Stanów Zjednoczonych, a także Kanady. Informacje te są przy tym, delikatnie mówiąc, nierzetelne. Oto w serwisie natemat.pl czytamy:
Najzimniej będzie na środkowym zachodzie. W Chicago w Iliinois temperatura może spaść minus 45, a w Minneapolis w Minnesocie – minus 51 stopni. Będzie więc tam zimniej niż na biegunie Północnym.
W rzeczywistości nic takiego nie ma mieć miejsca. Podane temperatury nie są w istocie mierzonymi temperaturami rzeczywistymi, ale wyliczonymi “temperaturami odczuwalnymi”, skorygowanymi o tzw. czynnik chłodzący wiatru. W Chicago rzeczywiście jest bardzo mroźno, ale temperatury są zdecydowanie wyższe, dziś odnotowano tam -30.6°C. Pojawiają się także informacje o tym, jakoby obserwowany atak zimy był najsilniejszy w tym regionie od co najmniej 20 lat. To być może prawda, należy jednak pamiętać, że tego typu “najsilniejsze ataki zimy od 20 lat” notowane są gdzieś na świecie w zasadzie co roku. Na przykład w zeszłym roku wyjątkowo niskie temperatury notowaliśmy w Polsce na przełomie lutego i marca. Kiedy jednak tego typu zjawiska pojawią się na mniej zamieszkałych terytoriach, są mniej medialne. Podobnie, jak 100 ofiar tajfunu gdzieś na Pacyfiku wywołuje mniejszy szum medialny, niż 100 ofiar huraganu w dowolnym miejscu USA.
Tymczasem już w piątek mróz w Chicago znacznie zelżeje, a w poniedziałek temperatura może wzrosnąć do… +12°C. Wg dalszych prognoz pod koniec przyszłego tygodnia może zrobić się ponownie mroźno, jednak nie aż tak, jak obecnie.

Powyżej: prognoza ECMWF dla Chicago, źródło: yr.no.
Nie jest też prawdą, że poszczególne modele klimatyczne nie pokazują możliwości występowania aż tak zimnych epizodów w ocieplającym się klimacie. Poniżej mamy wynik model GFDL-ESM2M dla stycznia 2019.

Jak widać model ten dawał możliwość pojawienia się bardzo chłodnego stycznia np. w Europie i w Kanadzie. W istocie (prawdopodobnie dzięki prognozowanej przez GFDL La Nini) obecny styczeń będzie (w skali globalnej) cieplejszy, niż prognozowany w ww. modelu klimatycznym. Należy też pamiętać, że modele klimatyczne nie służą do prognozowania rozkładu anomalii w konkretnym miesiącu. Modele te jednak często przewidują chłodne zimy nawet w znacznie cieplejszym klimacie, o czym możecie się przekonać tutaj.
Należy też zwrócić uwagę na fakt, że tak zwany “atak wiru polarnego” jest w rzeczywistości efektem jego rozpadu – obecnie najprawdopodobniej związanym z nagłym ociepleniem stratosfery o którym głośno było na przełomie grudnia i stycznia. I jak najbardziej o tym fakcie wspominaliśmy – tym razem trafiło w USA.
Nie ma to za to nic wspólnego z wieszczonym w związku z tym “globalnym ochłodzeniem”. Całe zjawisko będzie trwało zaledwie kilka dni i zniknie tak szybko, jak się pojawiło.
Warto też pokazać fale chłodów w USA z ostatnich lat na tle historycznym. Obecna fala chłodów również może przynieść parę dni spełniających poniższe kryterium:

Powyżej: liczba dni z anomalią Tmax niższą o 25°C od normy w USA (poza Alaską). Autor: Robert Rohde.
Można łatwo zauważyć, że to, co obecnie jest “największą falą chłodu od 20 lat”, dawniej zdarzało się kilka razy w dziesięcioleciu.